Pewnego ranka jak wstałam zaczęłam poważnie myśleć. Poszłam nad miejsce dla zakochanych i myślałam:
- kto by chciał tak brzydką waderę jak ja- mówiłam do siebie
Następnie po przemyśleniu sprawy poszłam nad góry szczęścia.
Gdy weszłam na samą górę kamienie zaczęły osuwać mi się spod nóg spadałam, nie mogłam polecieć gdyż jeden z kamieni złamał mi skrzydło.
Spadłam na sam dół, straciłam przytomność, gdy ją odzyskałam koło mnie siedział basior..
-Miałaś wiele szczęścia- powiedział
-Co się stało?- spytałam obolała
- Spadłaś z góry, a tak w ogóle to kim jesteś?- spytał
- A czy ta ważne? - pytając wstałam, lecz jedna łapa strasznie mnie bolała
- Może lepiej leż- powiedział
- Nie- powiedziałam stanowczym głosem i sobie poszłam
On szedł za mną..
Nagle krzyczy...
- Nie idź dalej- krzyknął
- Czemu nie?- spytałam z ironią
- Bo, tam kończy się nasze terytorium- powiedział Oskar
A ja nic nie powiedziałam stanęłam tylko i się rozejrzałam było tam strasznie ciemno, nie było zieleni, zwierzyny ani nic innego..
- A co tam jest?- spytałam zaciekawiona
- Inna wataha- powiedział
- Ale jaka?- spytałam
(Oskar dokończysz?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz